Swoją drogą, to niezły paradoks. Na co dzień, nie często jadamy czarne porzeczki. Małe, trochę cierpkie, mają twardą skórkę, brudzą ręce i usta. W dżemach, lodach czy wypiekach goszczą znacznie częściej. Widać taka ich natura, że przetworzone dają mnóstwo frajdy.
Chyba dlatego tak dużą popularnością cieszą się wina Cabernet Sauvignon. Szczególnie, gdy dojrzewają w dębowych beczkach.
Świeży (młody) Cabernet Sauvignon jest jak nieoszlifowany diament. Wymaga czasu i pracy. Odmiana występuje niemal na całym świecie. Ale ma sporo wymagań. Wiosenne przymrozki nie są jej straszne, bo kwitnie późno, ale za to potrzebuje w sezonie wegetacji dużo słońca, aby owoce mogły odpowiednio dojrzeć. To jednak dopiero połowa wyzwań dla winiarza. Później zaczyna się okres nabierania dojrzałości samego wina. Tutaj pomocą służą dębowe beczki, które przyspieszają ewolucję wina, wygładzają je i jednocześnie nadają dodatkowych akcentów zapachowych czy smakowych.
Czarne porzeczki to najbardziej charakterystyczny aromat Caberneta. Najlepiej czuje się on jednak w towarzystwie wanilii, tostów i suszonych owoców. Mamy zatem analogię do owoców czarnej porzeczki, również lubiących stroić się w piórka różnych przetworów.
W Cabernecie dużo jest tanin, które w młodym winie wyraźniej drapią nasze podniebienie. Gdy jednak wino spędzi, po dojrzewaniu w beczce, kilka kolejnych lat w butelce, szorstkość przeistacza się w fascynującą teksturę, stanowiącą o solidnym charakterze wina.
Tego właśnie rodzaju drogę ma za sobą nasz dzisiejszy bohater, południowoafrykański Cabernet Sauvignon. Rodzina Brink w piątym już pokoleniu zajmuje się uprawą pól i winnic w dolinie Swartland. I to właśnie nazwa blackland (czarna kraina), wywodząca się z języka Afrikaans, najlepiej opisuje charakter wina. Brink Family Vineyards jest esencjonalne, wyraziste i pełen nut czarnych porzeczek w towarzystwie suszonych śliwek, wanilii i goździków.
Leszek, Eliza & zespół Buy Wine