do kasy suma: 0,00 zł
Blog kategorie
Blog chmura tagów
Blog archiwum
nie pon wto śro czw pią sob
1
2 3 4 5 6 7 8
9 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29
30 31
A jednak da się!
A jednak da się!

A jednak da się!

Otwierając butelkę wina, zawsze chociaż na ułamek sekundy przenoszę się myślami do miejsca, skąd ona pochodzi. Widzę winnice, przetwórnię lub nawet samego producenta. Gdy zawartość kieliszka zachwyca, myśl zatacza coraz szersze kręgi i pojawiają się obrazy innych winnic z tego regionu. Rodzi się pragnienie zorganizowania kolejnej wyprawy winiarskiej.

Do niedawna otwarcie butelki polskiego wina nie wywoływało takich skojarzeń. Przecież ciągle trudno wyobrazić sobie region w Polsce, w którym jeżdżąc wśród upraw winorośli odwiedza się kolejnych producentów. Ba, zakrawa to wręcz o utopijne marzenia lub amoki współbiesiadników powstające po wypiciu kolejnych butelek wina.

Kieliszek wina pochodzącego z krajowych upraw wywoływał u mnie jednak inne przemyślenia. Jakiego otwartego umysłu i odwagi potrzeba, aby porwać się na poważne myślenie o produkowaniu wina w Polsce? Kim są ci ludzie? Chciałbym ich poznać.

Zwykle jednak urok degustacji w zalanych słońcem winnicach południa Europy zwyciężał.

Z polskimi winami i winiarzami spotykałem się na impreza branżowych.

W tym wyjątkowym roku, który utkwi nam w pamięci na bardzo długo, sytuacja jest inna. Wprawdzie karkołomnie, można by spróbować zorganizować wyprawę do zagranicznych winnic, ale dynamiczny rozwój jakościowy polskich win sprawia, że promieniują one jakimś nienazwanym blaskiem. Przyciągają i mówią szeptem, odwiedź nas.

Tak więc, stało się. W tym roku wybraliśmy się w podróż do polskich winnic. Wybór wbrew pozorom jest całkiem duży. Ponad 290 zarejestrowanych producentów, którzy uprawiają winorośl, tłoczą, fermentują i butelkują wina. Byłem kilka lat temu w paru winnicach i miałem pewne wyobrażenie o ich poczynaniach, dlatego teraz zaplanowaliśmy odwiedzenie winnic regularnie wypuszczających na rynek wina, a więc dysponujących już pewnym doświadczeniem.

Jedziemy do polskich winnic

Poniedziałek, 8:07 rano, wyruszamy. Na wyprawę zaprosiliśmy naszych znajomych, którzy pijają na co dzień wino, ale nie mają zbyt wielu doświadczeń z samymi winnicami, a już na pewno nie w Polsce. Pierwsze spotkanie zaplanowaliśmy w Jakubowie koło Głogowa. To stara wieś z kościołem pochodzącym prawdopodobnie z XIII wieku, gdzie tryska cudowne źródło, będące w średniowieczu jednym z początkowych punktów licznych szlaków pielgrzymkowych Św. Jakuba do Santiago de Compostela. Otaczające wieś Wzgórza Dalkowskie przedstawiają się niezwykle urokliwie.

Winnica Jakubów jest jedną ze starszych w Polsce. Założył ją kilkanaście lat temu tata obecnego właściciela Michała Pajdosza. Gdy zbliżyliśmy się do winnicy przedstawił nam się bajeczny widok. Pięknie porośnięte rzędami winorośli dwa wzgórza, pomiędzy nimi niewielki wąwóz, w oddali grupa pracowników rozpoczynająca przerwę śniadaniową. Przez chwilę zastanawiałem się, czy nadal jesteśmy w Polsce? Spacerując wśród krzewów, pytam o trudności związane z uprawą winorośli. Zaskakująco, pogoda wcale nie jest największym problemem, ale … borsuki, które upodobały sobie owoce winne. I co najciekawsze nie zjadają wszystkich szczepów tylko wybierają sobie ulubione.

Michał Pajdosz został okrzyknięty królem polskiego Hibernala (gatunek winogron), będącego interesującą alternatywą do aromatycznych nowozelandzkich Sauvignon Blanc. Jego wina są bardzo czyste, precyzyjnie ułożone. Mimo późnych zbiorów (październik) nie mają za dużo alkoholu czy męczących nut przejrzałych owoców. Cechuje je napiętość i elegancja. Michał słynie również ze słodkich interpretacji Solarisa (jeden z najczęściej uprawianych w Polsce szczepów), który dzięki długo trzymanym na krzewach owocom wprowadza pijącego w świat kandyzowanych i suszonych owoców, a jednocześnie nie brak mu kwasowej równowagi.

 


Z winnicy Jakubów do winnicy Moderna

Czas nam jednak jechać dalej. Kolejne spotkanie mamy w Węgrowie, tym razem na Wzgórzach Trzebnickich - uchodzących za najlepsze w Polsce siedlisko do uprawy winorośli. Jeszcze kilka lat temu była tutaj jedna winnica, obecnie można ich naliczyć kilka. My jesteśmy umówieni z Nestorem Kościańskim z Winnicy Moderna. To stosunkowo młode przedsięwzięcie, ale wina Nestora uchodzą za wyważone i dobrze są przyjmowane przez grono miłośników krajowego winiarstwa. Tym razem przesłanką do założenia winnicy była fascynacja włoskimi regionami winnymi. Kilkanaście podróży do Italii sprawiło, że Nestor wraz z żoną i ich przyjaciółką zdecydowali się na obsadzenie najpierw 2 hektarów, a później jeszcze kolejnych dwóch.

Idziemy wzdłuż pięknie pofałdowanej winnicy, rozmawiamy jak zwykle o trudnościach w uprawie. Borsuków nie ma, są sarny, ale to paradoksalnie człowiek sprawił, że jednego roku zbiory były mniejsze.

Podczas układania na sąsiednim polu dużego gazociągu, powstał tymczasowy, ale wysoki nasyp z ziemi. Wiosenne, mroźne powietrze zwykle przelewało się nad krzewami i schodziło niżej, omijając wyżej położone uprawy. Tym razem jednak ziemny nasyp skutecznie zatrzymał przymrozek i część nasadzeń została uszkodzona.

Winnica Moderna ma fragmentami tarasowe obsadzenia, a więc kolejny powiew światowego i poważnego winiarstwa w Polsce. Nie ma tutaj wprawdzie jeszcze sali degustacyjnej czy piwnic do zwiedzania, ale za to niezwykle serdeczne przyjęcie jest czymś naturalnym. W sezonie letnim, tuż obok rosnących krzewów, organizowane są weekendowe restauracje pod chmurką. Nie brakuje lokalnych produktów, serów, oliw, grillowanych specjałów, no i jest oczywiście wino. I to wszystko 40 minut jazdy samochodem z centrum Wrocławia!

     

Na noc zatrzymujemy się w Miękini, w Winnicach Jaworek. Zwiedzanie winnicy możliwe jest głównie w weekendy, ale komfortowo urządzone pokoje i wykwintna restauracja rekompensują nam tą niedogodność. Tym bardziej, że w restauracji można zdegustować wszystkie produkowane tutaj wina. Hotel i winiarnia mieszczą się w dawnych, starannie odnowionych zabudowaniach folwarcznych. Winnica jest bardzo obszerna, gdyż winorośl rośnie na 24 hektarach. Czuć doświadczenie enologa. Wszystkie wina są bardzo równe jakościowo, zbalansowane, a Pinot Noir tak nam zasmakował, że zamówiliśmy do kolacji cała butelkę.

       


Dwie siostry z Bagieńca i lodówka na wino

Na wtorek mamy zaplanowaną wizytę w Winnicy Silesian. Słyszałem wiele dobrego na temat win stamtąd, chociaż to bardzo młody producent. Dopiero od dwóch lat butelkują swoje wina. Zajeżdżamy na podwórze bardzo dużego folwarku. Wita nas wesoła gromadka psów. My podróżujemy z Luną – owczarkiem australijskim naszych znajomych, więc rwetes zrobił się niesamowity. Pojawiają się nasze gospodynie, siostry Marysia i Sonia Mazurek. Radosne, pełne pasji i energii. Od razu czujemy się jakbyśmy znali się od lat. Na terenie folwarku działa stadnina koni, które trenowane są w ujeżdżeniu. Rodzina Mazurków od pięciu pokoleń zajmuje się końmi, więc imponujący parkur na podwórzu folwarku nie może dziwić. 

Sonia wyposażona w przenośną lodówkę z winami zabiera nas na zwiedzanie winnicy. Zaczynamy od lawędowego pola, gdzie degustujemy świeże i aromatyczne Souvignier Gris (nazwa wina na etykiecie ma kolor lawędowy!). Dalej jedziemy do winnic położonych na pięknym wzgórzu pokrytym łupkami granitowymi. Tutaj, a jakże degustujemy Rieslinga. Ten szczep lubi bowiem łupki. Z ciekawością przyglądam się rzędom Roter Rieslinga, to bardzo rzadko występujący gatunek winogron. Tutaj znalazł chyba dobre siedlisko. Siostry Mazurek zrobiły z niego pomarańczowe wino i muszę przyznać, że jest to mój faworyt z tej winnicy. Przed odjazdem zwiedzamy jeszcze zabudowania. Tutaj powstaje przetwórnia, sala degustacyjna i piwnice do przechowywania win. Wszystko będzie fantastycznie wkomponowane w kilkusetletnie budynki. Jeszcze sporo pracy przed rodziną Mazurków, ale za kilka lat będzie to winnica, do które zaczną zjeżdżać miłośnicy win nie tylko z Polski. Z żalem żegnamy się z Bagieńcem i wesołym towarzystwem. W bagażniku jednak jadą z nami wina, na etykietach których Sonia i Marysia umieszczają czarno-białe zdjęcia ze swojego rodzinnego albumu.

   
 

Winnice wśród pagórków

Następnego dnia mamy spory kawałek drogi do pokonania. Jesteśmy bowiem umówieni w Darominie koło Sandomierza. Zaczynamy oczywiście od wizyty w tym przepięknym mieście. Znajdujemy miejsce na lekki lunch. Chyba dobry wybór, bo ekipa aktorów-policjantów z serialu o Ojcu Mateuszu siedzi przy stoliku. Było smacznie, ale też i bardzo długie oczekiwanie…

Dojeżdżamy do Winnicy Basi i Marcina Płochockich w Darominie. Byłem tutaj kilka lat temu i pamiętam jak Marcin niemal mieszkał w przetwórni, gdzie tłoczył swoje wina. Teraz zadbane domostwo i wygodne pokoje gościnne z urzekającym widokiem na pobliskie pagórki, zachęcają do pozostania tutaj na kilka dni. Pod nimi świetnie zorganizowane przetwórnia i ewenement – Kwewri – gruzińskie, gliniane amfory do produkcji wina. Degustujemy oczywiście większość win, prawdziwe emocje nadchodzą dopiero po wspólnie przyrządzonej kolacji. Marcin otwiera starsze butelki i przynosi pomarańczowe wina prosto z kwewri. Miło nam upływa czas. Rozmawiamy o polskim winiarstwie, winach i życiu. A same wina? Co tu dużo mówić. Pierwsza liga. Sprężyste, rześkie, wielowymiarowe. Marcin jest perfekcjonistą i takie są też jego wina. Oczywiście kilka kartonów ląduje w naszym bagażniku, aż szkoda, że nie możemy zmieścić więcej.

   


Następnego dnia mamy krótki odcinek do przejechania, więc długie śniadanie jest naprawdę długie. Po godzinie jesteśmy już w Dworze Sanna. Piękna, 30 hektarowa posiadłość to gospodarstwo zmierzające w stronę organicznej uprawy i hodowli. Starannie odrestaurowany pałacyk wita nas i zachęca do lunchu w uroczym, zacienionym ogrodzie. Zamawiamy musującego Johannitera. No i co za szczęście nas spotkało. To wino, które zwykle jest dostępne w karcie skończyło się, więc otrzymaliśmy jedną z ostatnich czterech butelek Johannitera dojrzewających trzy lata na osadzie. Nie ma nawet etykietki. Poezja.

Po południu jesteśmy umówieni z Karolem Nizio. Zaczynamy od zwiedzania winnicy, a tutaj niespodzianka, pomiędzy krzewami wolno spacerują konie! Pojawia się tata Karola w towarzystwie barana Boba. Testuje apetyt Boba pod kątem winorośli! Zamiarem Panów Nizio jest bowiem, aby zimą kozy, a wiosną i latem konie oraz owce swobodnie spacerowały pomiędzy winogronami.

Roztocze, gdzie znajduje się Winnica Dworu Sanna oferuje zapierające dech krajobrazy. Pagórki, wąwozy, potoki, lasy, no i winnica.

Idziemy spróbować wina do przetwórni. Karol nie otwiera butelek, degustujemy prosto z kadzi i beczek. Co kolejna kadź, to zaskoczenie. Roztocze nie ma wielkich tradycji winarskich, nie ma więc tutaj tradycyjnych reguł jak należy robić wina. Karol z tatą nie boją się eksperymentów i degustowanie ich win to prawdziwa przyjemności. Są kreatywni, muszą zapełnić kartę win do restauracji w Dworze Sanna, ale koncepcji na różne rodzaj win im nie brakuje.
Na zakończenie degustacji pytam Karola o mętną wodę w parkowych stawach. Okazuje się, że zmącaj ją pstrągi, które serwowane są później w hotelowej restauracji. Wybór na kolację jest więc oczywisty. Pieczony pstrąg z Dworu Sanna z plackami z kiszonej kapusty, do tego wybraliśmy Seyval Blanc Reserva starzone chwilę w dębowej beczce. Prawdziwie królewska uczta.

     

Czy to wino jest od Wieszcza?

Wydawało się, że już zakończyliśmy nasze odwiedziny w polskich winnicach, a tutaj życie postanowiło nakreślić inny scenariusz. Zatrzymaliśmy się na chwilę w Lublinie i zapytaliśmy w winiarni na Rynku o polskie wina. Okazało się, że wybór jest całkiem spory. Spróbowaliśmy Rieslinga z winnicy Mickiewicz i ... nie mogliśmy się oprzeć pokusie odwiedzenia jej. Tym bardziej, że Maciej Mickiewicz ma winnice w Opolu Lubelskim, czyli 45 minut jazdy samochodem z Lublina. Jeden telefon i udało nam się umówić spotkanie.

Właściciel przywitał nas przed staranne wykończonym budynkiem przetwórni. Czystość i porządek na każdym kroku. Maciej Mickiewicz jest bardzo otwartym, serdecznym człowiekiem. Spodobały nam się jego wina i zdegustowaliśmy niemal wszystkie jakie produkuje. Soczyste, zrównoważone i pełne czystej naturalnej owocowości. A do tego etykiety. Na każdej umieszczono zdjęcia kaloszy, w których rodzina Mickiewiczów pracuje przy swoich krzewach. Kolejne kartony trafiły do samochodu. Bagażnik już był pełen.

Jakże barwny i inspirujący okazał się objazd polskich winnic. Sprawił, że otwierając butelkę krajowego wina, myśli moje podążają teraz innymi ścieżkami. Ciekawi ludzie, pełni pasji, piękne krajobrazy i pierwszorzędna kuchnia. Odwiedzajcie polskie winnice. Warto.


 

 

do góry
Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl