do kasy suma: 0,00 zł
Blog kategorie
Blog chmura tagów
Blog archiwum
nie pon wto śro czw pią sob
1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 31
Tego dnia było naprawdę gorąco.
Tego dnia było naprawdę gorąco.

Tego dnia było naprawdę gorąco.

Termometr w samochodzie pokazywał na zewnątrz 41,5 stopnia Celsjusza. Jechaliśmy od strony Florencji w kierunku na zachód. Droga nie była zbyt długa. Zaledwie ok. 30 kilometrów. Byliśmy umówieni z Sereną w samo południe. Zastanawiałem się, co nas tym razem spotka w Capezzanie.

Podczas ostatniej wizyty dwa lata temu zjedliśmy jeden z tych posiłków, które pozostają na lata w pamięci. Wówczas rozpoczęliśmy od kieliszka zimnego Trebbiano na dziedzińcu pałacu Medyceuszy, który jest głównym budynkiem posiadłości. Też było gorąco, cykady pracowały niczym orkiestra symfoniczna. Wkrótce pojawiło się kilka osób, jacyś amerykanie (później okazało się, że to dystrybutor win Capezzana z USA, który spędzał z biskimi wakacje w Europie), oraz członkowie rodziny Bonacossi. Zaczęliśmy lunch. Najpierw klasyczne włoskie antipasti, … bruschetta, szynki, sery. Później ravioli z mięsem, dalej grillowane kotlety jagnięce i na deser… tego jednego nie pamiętam, ale wiem, że towarzyszące Vin Santo wystarczyło za wszystkie desery Europy! Byliśmy we Włoszech, więc wiadomo, że jedzenie oparte jest na prostych składnikach, ale wówczas zostało podane w iście dworski sposób. Do każdego dania, oczywiście inne wino, gospodyni z półmiskiem zawsze pyta czy mamy ochotę na dokładkę, ze ścian spoglądają z obrazów przodkowie rodziny Bonacossi – elegancja, przepyszne potrawy i jednocześnie respekt przed wielowiekową tradycją tego obszaru. To tutaj za sprawą małżeństwa Katarzyny Medycejskiej z francuskim następcą tronu Henrykiem Walezjuszem posadzono krzewy Cabernet Sauvignon i zaczęto kupażować ten szczep z Sangiovese.

Nie wiedziałem czego spodziewać się tym razem?

Mając takie wspomnienia, nie wiedziałem czego spodziewać się tym razem. Jesteśmy w samo południe przed budynkiem olejarni. Serena Contini Bonacossi mieszka na terenie posiadłości, czekamy więc kilka minut na jej przybycie. W tym czasie podziwiamy eksponaty zebrane w winiarni Vinsantaia, związane z produkcją wina. Naszą uwagę przyciągnęło, znajdujące się na jednej ze ścian, zdjęcie nieżyjącego już niestety ojca Sereny, który specjalizował się między innymi w wymianie korków w butelkach ze starymi rocznikami.

Hrabia Alessandro Contini Bonacossi – pradziadek Sereny, założyciel posiadłości, na początku XX wieku zaczął zatrzymywać po kilkadziesiąt butelek najlepszych roczników w swoich piwnicach. Najstarsze okazy pochodzą z 1925 roku. Aby wina przetrwały tak długi okres, niezbędną jest cykliczna wymiana starych korków na nowe. W Capezzanie robią to co 15 - 20 lat. Łatwo więc policzyć, że niektóre wina miały zmieniane korki już kilka razy!

Pojawia się Serena, zaczynamy od wizyty w piwnicach. Jest tak gorąco, że tym razem skwapliwie przystajemy na propozycję i rezygnujemy z oglądania parceli z winoroślami i gajów oliwnych. Posiadłość obejmuje ok. 75 hektarów, na których rosną nie tylko winnice, ale również 140 tys. drzew oliwnych. Piwnice z XVI wieku, posadowione kilkanaście metrów pod ziemią i rozbudowane w wieku XIX, utrzymują stałą temperaturę. Jeden z największych korytarzy ma ciekawą historię. W czasie II wojny światowej został zamurowany i skutecznie skrywał przez dwa lata przed niemieckimi wojskami kilkanaście tysięcy litrów wina.

       


290 gram cukru resztkowego!

Prawdziwy skarbiec Capezzany znajduje się jednak nad tutejszym wine barem Vinsantaia. Na strychu leży kilkadziesiąt małych beczek, tzw caratel, o pojemności 90 i 120 litrów. Do nich trafia sok z przesuszonych przez kilka tygodni na bambusowych matach, a później wyciśniętych gron Trebbiano. Beczki zostają zamknięte (zaklejone specjalnym betonem) na 6 lat, w czasie których następuje fermentacja, a później dojrzewanie wina. W tym czasie Vin Santo traci na swojej objętości niemal połowę. Dzięki temu na strychu nad Vinsantaią unosi się niesamowity aromat suszonych owoców, miodu i ziół. Efektem 6-cio letniego procesu dojrzewania jest wyjątkowe słodkie wino (290 gram cukru resztkowego!), które tak utkwiło mi w pamięci zamiast deseru w trakcie lunchu z przed dwóch lat.

   

Spotkanie z widokiem na Florencję

No właśnie lunch. Tym razem usiedliśmy na tarasie wine baru Vinsantaia. Nawet, gdyby na talerzach pojawiły się tylko oliwa i chleb uznałbym ten posiłek za wyjątkowo udany. A to za sprawą widoku, który rozciągał się wokół nas. Dolina rzeki Arno pełna jest gajów oliwnych, winnic i cyprysów. Z perspektywy kieliszka wina, wydaje się krainą wręcz bajkową. Stół jak zawsze w Capezzanie przygotowano na kilkanaście osób. Zasiedliśmy do posiłku razem z Filippo Contini Bonacossi (to on obecnie jest sercem winnicy), jego znajomymi oraz … studentami z Verony, którzy prowadzą blog poświęcony winu. Tym razem lunch był bardziej rodzinny, rozmowy swobodniejsze. Zaczęliśmy jak zwykle od pieczywa i oliwy (oczywiście z Capezzany). Przy tych upałach Trebbiano dojrzewające w dębinie było trochę przyciężkawe, ale gdy przed nami pojawiła się toskańska zupa chlebowa z czosnkiem wszystkie elementy układanki trafiły na swojej miejsce!

Przed primo piatto spróbowaliśmy nowego rocznika Barco Reale. Kupaż Sangiovese i Cabernet Sauvignon z roku 2016 jest pełen owocowości, ale już bardzo dobrze zrównoważony na podniebieniu. Nie brakuje mu przy tym elegancji.
Na pierwsze danie podano risotto z pesto z rukoli, które zwieńczono małymi kawałkami surowej polędwicy z jelenia. Danie na „pierwszy rzut oka” delikatne. Tymczasem podano do niego flagowe wino z Capezzany – Villa di Capezzna 2016 (Sangiovese 80%, Cabernet Sauvignon 20%). To wyraziste i perfekcyjnie zbudowane wino okazało się świetnym towarzyszem risotto, ale prawdziwe zaskoczenie nastąpiło dopiero przy secondo piatto. Tutaj do cielęciny w sosie z orzechami i pieczonymi marchewkami dopasowano Treffiano Riserva (Sangiovese, Cabernet Sauvignon, Canaiolo). To dobrze zbudowane, ekstraktywne wino dzięki swojej kwasowości i soczystej owocowości nie okazało się wcale zbyt intensywne. Toskańczycy mają zwyczaj serwowania czerwonych win trochę ”za ciepłych”. To być może sprawia, że „poważne wina” zdają się nabierać bardziej łagodnego charakteru.

     

A deser? Był, a jakże, ale tym razem zabrakło Vin Santo. Musieliśmy niestety już opuścić gościnne progi Capezzany i udaliśmy się w dalszą drogę. Z pewnością tutaj jednak jeszcze wrócimy. Póki co, na szczęście mamy kilka butelek z Capezzany.

 

do góry
Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl